Wszystko za sprawą nowych, paschalnych rekolekcji o.
Szustaka.
Każdy z nas ma swoją Galileę. Swój początek. Wydarzenia,
które nas ukształtowały. Sytuacje, które były naszym początkiem. Ja nawet w nocy obudzona z najbardziej
głębokiego snu potrafię wskazać datę takiego wydarzenia. 16.04.2010r. To ważna
data dla mnie. Szczególnie w tym roku, bo mija od niej dokładnie 10 lat, a
doskonale pamiętam ten dzień, te emocje, które mi wtedy towarzyszyły. Wiem, że
to wydarzenie sprzed dekady doprowadziło mnie do miejsca w którym jestem
dzisiaj. Nie mam wątpliwości, że to jest
prawdziwe. To był dzień, w którym
otworzyłam moje serce Panu Bogu, ale też innym ludziom. I zmieniło się wtedy
absolutnie wszystko. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, że w końcu żyję i jestem w
tym miejscu, w którym powinnam być. To był dzień, kiedy pierwszy raz przyszłam
na oazę w mojej ówczesnej parafii. I jak mawiał klasyk, tutaj się wszystko
zaczęło: przyjaźń się zaczęła, rozwijanie relacji z Bogiem się zaczęło,
pierwsza miłość się zaczęła, studia się zaczęły.
Jednak moja Galilea to nie tylko wydarzenia. To też moje
pasje – rzeczy bez których nie umiem żyć, a jednocześnie czasami tak bardzo się
ich boję. Choć nie do końca ich się boję, ale mojej nieumiejętności, tego że
nie jestem wystarczająco dobra w tym. Nawet pisząc ten tekst się z tym
zmagam. Mimo wszystko nie rezygnuję:
upadam i powstaję. Poddaję się i wracam. Zawsze do tego wracam. Nie umiem bez
tego żyć. Chyba to doskonale potwierdza
prawdziwość tego.
Do Galilei zawsze się wraca, bo tam jest nasze serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz