Moje życie nie zawsze można by
zatytułować „ Dziewczyna z aureolą”. Stanowczo nie. Niestety nieraz ta aureola
w ogóle nie jest widoczna, a mnie po prostu jest wstyd. Wstyd za siebie.
Kiedyś sądziłam, że pewnych rzeczy
NA PEWNO bym nie zrobiła. I jak jest dzisiaj? Dzisiaj wiem, że pewne są tylko
dwie rzeczy: śmierć i podatki. Czasem sobie myślę, że dobrze by było wrócić do
tej licealistki sprzed 9 lat ( wtf? 9 lat?! Kiedy to minęło?! 😮). Ale na
początku Adwentu o. Szustak powiedział jedno bardzo dobre kazanie na ten temat
i od tego czasu staram się przestawić moje myślenie. Wdrukowuję sobie, że to co
było kiedyś było dobre, ale właśnie było kiedyś. Teraz mam iść do przodu, a nie
ciągle żyć tym, co było. Najpierw na to
nowe trzeba się otworzyć i znaleźć perspektywę na dzisiaj. Odważ się to zrobić.
Mam przekonanie, że to zmienia wszystko. Wiem to.
Ja tak naprawdę nie we wszystkim bym
wróciła do czasów licealnych. Bo wiele się w tym czasie nauczyłam i tego bym
nie chciała stracić. Bardzo bym nie chciała. Nie chciałabym znowu ciągle się
bać, nie wierzyć w siebie, być nieszczęśliwie zakochaną, przepraszać za to, że
żyję. Ale z drugiej strony nie chciałabym, aby nie było kilku super
osiemnastek, leżenia na asfalcie, oazy w mojej parafii, wyjazdów na oazy
wakacyjne, genialnych ognisk.
Nie mamy okresów w życiu, które są
albo wyśmienite, albo zupełnie beznadziejne. Jest też coś pomiędzy tym. Nawet,
kiedy jest nam bardzo źle to wydarza się w międzyczasie takie fajne wydarzenie
jak babski wyjazd nad Solinę albo spacer po Bieszczadach i już nie można
powiedzieć, że ten czas jest totalnie do kitu.
Dobro i zło gdzieś miesza się w
naszym życiu. Czasem nawet zapominamy o owej aureoli. Ale Bóg nie zapomina o
nas. Czasem trudno nam w to uwierzyć. A nawet się w to w ogóle nie wierzy.
Jednak to fakt. I naprawdę przychodzi moment, kiedy zaczyna dziać się tyle
dobrego, że zaczynamy się zastanawiać: Ale czym ja sobie na to zasłużyłam?
Tylko u Niego nie trzeba zasługiwać na cokolwiek. On daje prostą obietnicę: Zaiste, hojnie Cię pobłogosławię i ponad
miarę rozmnożę. [ Hbr 10, 14]. Ponad miarę!
Ja ostatnio bardzo tego
doświadczam. Doświadczam tego błogosławieństwa. Po ludzku trochę się tego boję
i nawet zaczęłam zastanawiać, kiedy coś się zawali. Ale jedna bardzo mądra
osoba powiedziała mi, że teraz czas jest na cieszenie się tym, co mam, a na
martwienie się znajdę czas w razie czego 😄 I to prawda, być tu i teraz, a nie
w tym, co może się wydarzyć za chwilę.
I taki właśnie jest dla mnie Bóg.
Ponad miarę. Zaskakujący. Dobry. Nieprzenikniony. Czasem mam faktycznie
problem, aby się z Nim dogadać. Jednak niestety faktycznie wychodzi ciągle na
Jego. I przy Nim to czuję się jak wieczna licealistka, która jeszcze niewiele
wie, a mama jak zwykle ma rację.
Przypuszczam jednak, że z tego się nie wyrasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz