Powiedzieć, że ta książka otwiera
oczy to za mało.
Świadectwo Andrzeja „Koguta” Sowy
to petarda. Kilkanaście razy czytając ją moja twarz się wykrzywiła z
obrzydzenia. Bo to nie jest łatwa historia. Osobie, która nigdy nie miała
styczności z narkomanem pokazuje realia funkcjonowania w tym nałogu i to na
jakim dnie człowiek się wtedy znajduje. I jak bardzo trudno jest z niego wyjść.
Bo tak naprawdę człowiek funkcjonuje wtedy jak żywy trup. A autor książki żył w ten sposób przez 11
lat. Przez 11 lat stopniowo się wyniszczał. Siebie i ludzi, których miał koło
siebie.
Mnie ta książka pokazuje przede
wszystkim, że Bóg nie zapomina o człowieku. Nawet jeśli on jest bardzo daleko
od Niego. Jak sam autor książki twierdzi uratowało go 9 pierwszych piątków,
które odprawiła z nim babcia, gdy był małym chłopcem, a także oddanie swojego
życia Jezusowi w VIII klasie na I stopniu Oazy Nowego Życia. Bóg nie zapomina o
tym.
„ Nie jest bowiem Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdy usługiwaliście świętym” [Hbr 6, 10]
Nie wątpię, że to
przekonanie wynika z wiary. Te słowa gdzieś ostatnio są bardzo bliskie także
mnie.
Życie „ na czysto” także nie jest
usłane różami. To, że człowiek zaczyna żyć z Bogiem nie znaczy, że cudownie
wszystkie przeciwności znikają i zaczyna się wieczna idylla. Nie. Bóg nie
zapewnia życia bez burz. Kogut musiał pokonać wiele trudności: problemy
finansowe i materialne jego rodziny, chorobę córki, swoją własną. Jednak teraz
miał przy sobie Boga i w książce pokazuje jak bardzo się zmienił. Teraz każdy
problem zanosi Bogu. Nie zawsze Bóg układa wszystko tak jakby chciał, ale
wierzy Mu i oddaje się w Jego opiekę.
„Ocalony. Ćpunk w Kościele” to dla
mnie książka, która mogłaby być scenariuszem do filmu. Pokazuje życie człowieka
od zera do bohatera, a po drodze wydarzają się prawdziwe cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz