Książka przy herbatce [4] "Ania z Avonlea"


„Ania z Avonlea” to pozycja dla mnie bardzo szczególna. To powrót do dzieciństwa. To właśnie od tej rudowłosej dziewczynki zaczęła się moja miłość do książek.

Ania na początku powieści rozpoczyna swoją przygodę z nauczaniem. Mimo, że powoli wkracza w dorosłe życie nie traci zdolności do pakowania się w kłopoty, ani do bujania w obłokach. Również jej wyobraźnia ma się całkiem dobrze. Także nadal zawsze może liczyć na swoich przyjaciół, a przede wszystkim na jej najlepszą przyjaciółkę- Dianę. 



Ania odkrywa także nowe miejsca w Avonlea. Jednym z nich jest Dom Echa, którego właścicielką jest tajemnicza panna Lawenda. Kryje ona w sekrecie pewną historię miłosną. Czy książę może przybyć za późno  do zaklętego pałacu?



Lektura przygód Ani jest dla mnie szczególna. Po ponad 10 latach wracam do Avonlea. Jestem 10 lat starsza, ale czytając powieść Lucy Maud Montgomery czuję jakby czas stanął w miejscu. Wracam do marzeń, które wtedy zrodziły się w moim sercu i myślę o tych, które mam dzisiaj. I muszę przyznać, że one tak naprawdę niewiele się zmieniły. A Ania Shirley dodaje mi odwagi do tego, aby naprawdę spróbować je spełnić.  Na poważnie i wbrew wszystkiemu i wszystkim. Oczywiście może się nie udać. Może. 


Ale wtedy przecież można sobie wyobrazić, że jednak się udało ;)

Za co kocham Solinę?


Każdy ma różne skojarzenia z Soliną. Dla jednego to oklepane zdjęcia na zaporze, a dla drugiego tyko punkt na wycieczce po Bieszczadach. A jeszcze inni nie rozumieją całego fenomenu Soliny.

Musze przyznać, że do pewnego czasu sama należałam do osób, które w ogóle nie czaiły o co chodzi w tym, że ludzie się tak jarają tym miejscem. I w okresie wakacyjnym nagminnie wszyscy dodają zdjęcia z zapory. 



Jednak od 3 lat regularnie jeżdżę nad Solinę. I nie wyobrażam sobie już, abym przynajmniej raz w roku nie odwiedziła tego miejsca. Być może ma to związek z moją sentymentalnością. Od trzech lat jeżdżę tam z moimi przyjaciółkami i dla mnie Solina ma zapach przyjaźni. Jest to wypad zawsze w 100% babski. Mamy już swoje miejscówki i rytuały, które powtarzamy co roku ( tak, zdjęcia na zaporze do nich należą :D), a czasem próbujemy tam zupełnie nowych rzeczy ( w tym roku udało nam się w końcu popływać na rowerku wodnym J). I za każdym razem jest tak samo fantastycznie! Bo możemy tam pobyć ze sobą, napawać się pięknymi widokami i na chwilę oderwać się od naszej codzienności. A trzeba przyznać, że przede wszystkim się wygłupiamy. I to jest PRZECUDOWNE. 



Nad Soliną odpoczywamy. Psychicznie. Mnie osobiście to jest bardzo potrzebne. Solina pomaga mi pewne myśli i sytuacje poukładać w głowie. Taki program wakacji bardzo odpowiada mojej introwertycznej naturze ;) Jestem wśród ludzi, których uwielbiam i to jest dla mnie najważniejsze. Bo tak naprawdę to nieważne gdzie jestem, ale z kim. Ot, banalna prawda.



Podobno przynajmniej raz w roku powinno się być w miejscu, które się kocha. Dla mnie Solina jest takim miejscem. No może jeszcze Kalwaria Pacławska, ale o tym to już innym razem ;)



Nocna herbatka [1] Noc


Nocą wszystko wydaje się inne. Emocje wydają się silniejsze. Wszystko to, co w ciągu dnia staramy się schować bezczelnie wychodzi nie prosząc o pozwolenie. Noc potrafi dotknąć wszystkich naszych ran i blizn, a czasem nawet je otworzyć na nowo.

Nocą już nic nie musimy udawać. Jestem ja i mrok ,który zewsząd nas ogarnia.

Kiedy byłam w liceum to właśnie nocą wymyślałam najbardziej szalone pomysły. Ale były to też pomysły, które były głęboko w sercu. W nocy naprawdę wiedziałam co chcę zrobić. Najczęściej były to pomysły związane z miłością. Niestety po nastaniu świtu moja odwaga często ulatywała.
Nocą zawsze bardziej tęskniłam. Bardziej kochałam. Bardziej czułam. Czułam to wszystko, co we mnie siedziało. Nocą trudniej temu wszystkiemu zaprzeczyć. Po prostu wie się, że to jest. Jest i tak łatwo nie ucieknie.



Z jednej strony daje mi to świadomość mojego jestestwa ( jakie poważne słowo 😮), a z drugiej strony cholernie przeraża. 

I chciałabym powiedzieć, że dorosłam.( Czy to w ogóle możliwe?!) 

Nie. Nie dorosłam.

Książka przy herbatce [3] "Miłość z odzysku"


„ Małżeństwo z odzysku” to już trzecia część przygód Zuzki i Ludwika. 

Tym razem Zuzanna musi zmierzyć się z widmem zdrady. W głowie jej się nie mieści, że jej Ludwik mógłby zrobić coś takiego. Nieoceniona staje się tutaj pomoc jej przyjaciółki Beatki. To właśnie ona wspiera ją najmocniej, a w najtrudniejszych chwilach wpada z tortem bezowym. Wpada też na pomysł śledzenia wiarołomnego małżonka Zuzki. W końcu swojego wroga trzeba poznać! ;)

Dla mnie ta powieść to w dużej mierze powieść o przyjaźni. Agata Przybyłek pokazuje, że przyjaźń kobiet to coś naprawdę mocnego. I  w wspólny cel jak nic innego nas jednoczy, a dla siebie jesteśmy w stanie zrobić naprawdę wiele. Nawet zgubić w lesie ;) 



Cykl o Zuzannie to powieści bardzo ciepłe przedstawiające codzienne życie małżeńskie, które nie do końca jest sielankowe. Jednak autorka pokazała, że rodzina i przyjaciele to najważniejsze wartości w życiu, o które warto walczyć. Bo codzienność nie zawsze jest usłana różami, czasem jest więcej kolców, ale są osoby, które przy nas trwają.