Introwertyczna majówka


Majówka. Czas, który w najmniejszym stopniu kojarzy się nam z byciem ze sobą. Z radia, Internetu, telewizji płyną doniesienia o grillach, wypadach w Bieszczady czy nad jezioro razem z rodziną/ chłopakiem/ przyjaciółmi.



A ja nie. Po prostu nie. 

Moją majówkę spędzam w zaciszu mojego pokoju (no ewentualnie altanki) z książką w jednej ręce, a herbatą w drugiej. Czytam. Piszę. Słucham ciszy, która echem odbija się na moim osiedlu. I właśnie w tym momencie ja odpoczywam. Naprawdę odpoczywam. Odpoczywa moje ciało i moje serce. Jestem tu i teraz. W ulubionych spodenkach, niekoniecznie wyjściowych. Wreszcie mam czas na wsłuchanie się w siebie. Po prostu slow life. Nie muszę się nigdzie śpieszyć. Mam czas na to, co dla mnie jest naprawdę ważne. 



Oczywiście nie siedzę non stop zamknięta. Byłam ostatnio na rowerowej przejażdżce. No nie muszę chyba mówić, że trochę zostałam wyciągnięta 🙈 I było pięknie! Staram się nie uciekać przed tego typu atrakcjami, choć wcale ostatnio nie jest to takie łatwe dla mnie. Ale trzeba sobie stawiać wymagania, nie? Takie introwertyczne wyzwania. Myślę, że to też jest nam potrzebne. Jeszcze rok temu bardzo się przed tym buntowałam i wkurzało mnie to, że wolę czytać niż pojechać w Bieszczady na 2 dni czy pójść na pizzę niż szaleć na imprezie. Chciałam być taka jak inni. Dzisiaj jednak lubię mój introwertyzm i lubię czasem po prostu na chwilę się schować. Nawet jeśli to majówka. I niech wszyscy upierają się przy szaleństwach, a ja będę sobie ze swoim introwertyzmem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz