Koronawirus a mój kawałek lasu


Tydzień temu idąc do pracy, nie przewidywałam, że tak się zmieni życie wokół mnie.  Wiele myśli krąży mi w głowie przez ten czas. W zasadzie przechodzę przez cały wachlarz myśli, emocji i spostrzeżeń.

Jeszcze nie tak dawno nie myślałam, że pójście do Kościoła w niedzielę będzie z jakiś powodów ograniczone. Teraz stało się to faktem. W tę niedzielę w Mszy Świętej uczestniczyłam za pomocą transmisji on-line. Czułam się strasznie nieswojo, a w moich oczach pojawiły się łzy, że nie mogę być w Kościele i przyjąć Kom unii Świętej. Mimo wszystko tę Eucharystię przeżyłam bardziej. Poczułam jak bardzo mi Go brakuje i jak bardzo  Go potrzebuję. W ogóle w czasie, kiedy o koronie mówi się bardzo często, żyję bardziej z Nim.  



Wydaje mi się, że otworzyło to też różne miejsca we mnie. Niekoniecznie takie, w które chciałabym zaglądać.  Z drugiej jednak strony prowadzi to też do pewnych działań z mojej strony. Może nie wielkich niczym seria fajerwerków w Sylwestra, raczej takich jak pełzanie ślimaka. Zawsze jednak to ruchy do przodu, a nie stanie w miejscu. Bo widzę (nie żebym wcześniej tego nie dostrzegała!), że to miejsce, w którym jestem nie do końca mi się podoba.  I jeszcze ciągle bardzo się boję, choć tak trudno mi to przyznać. I wiem, że z tym strachem będę musiała sobie radzić codziennie od nowa, bez względu na tego wariata, wirusa. Bo walka z sobą już taka jest.

Nie wiem, kiedy nasze życie wróci do starego rytmu. Nie wiem, kiedy będę mogła pójść na pizzę z moimi przyjaciółkami.  Wiem natomiast, że chcę zmieniać mój kawałek lasu. Chcę, by był bardziej… mój!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz