Książka przy herbatce [20] Czarny motyl

 „Dzień dobry, ja bym chciała się do konspiracji zapisać”. Od takich słów może zacząć się największa przygoda i wyzwanie życia. Tak było w przypadku Haliny Kłąb, polskiej bohaterki II wojny światowej.

Lidia Liszewska i Robert Kornacki na swój warsztat literacki postanowili wziąć postać mało znanej Haliny Kłąb. Historia jej życia jest świetnym materiałem na wartki film akcji. Halina, jako szesnastolatka, zapisuje się do konspiracji i przeprowadza z Łodzi do Kalisza, gdzie podejmuje naukę w germańskim gimnazjum i udaje jej się zapisać na volkslistę. W czasie swojej działalności otrzymuje nawet pochwałę od samego Hitlera.

Fragmentem, który bardzo mnie poruszył w powieści było osadzenie Haliny w gestapowskim więzieniu. Autorzy opisali pobyt kobiety i przebieg przesłuchań. Dla czytelnika mogą być namiastką tego, z czym musieli się mierzyć ludzie w tamtych czasach. Niezwykłe okrucieństwo i tortury przeprowadzane z pełną premedytacją. 

„Czarny motyl” to książka, która ukazuje realia II wojny światowej. Autorzy pokazują nam także ludzi, którzy nie potrafili zgodzić się na niemiecką okupację i ogromne bestialstwo nazistów. Pragnęli wolnej Polski i wierzyli, że warto za to umrzeć. Halina Kłąb jest na to doskonałym przykładem.

Jesień, na którą czekam

Nie wiem jak Ciebie, mój Drogi Czytelniku, ale mnie zmęczyła ta fala upałów. Ta, która pisze do Ciebie te słowa, kocha jesień na wskroś i z całą odpowiedzialnością nazywa siebie jesieniarą.

Czekam na kawy pachnące cynamonem, herbaty z nutą imbiru, grzańce z moją przyjaciółką. I czekam na spokojną jesień, bo lato zaszło mi za skórę.

 

Dlaczego mam focha na lato?

W kość dały mi nie tylko wysokie temperatury. Tej jesieni nastąpiła kulminacja trudności dla mnie. Głównie na tle zdrowotnym. Niby nic poważnego, ale był moment, że każdego dnia pytałam sama siebie – no to, co dzisiaj mnie zaboli? Zwyczajnie było mi z tym ciężko, bo odebrało radość i wdzięczność. A to, co czuje się w takim czasie bardzo trudno opisać.

Lato po prostu mnie zabolało.

Niby człowiek wie, że to tylko małe dolegliwości i przecież ludzie mają większe problemy zdrowotne. Jednak te małe dolegliwości w wielu obszarach potrafią skutecznie odebrać optymizm, a dają pewien marazm i smutek.

Na jaką jesień, więc czekam po takim lecie?

 

PRZEDE WSZYSTKIM SPOKOJNĄ

Taką bez gwałtowności temperatur. Taką, kiedy życie będzie biegło dzień za dniem, bez żadnych nieprzewidzianych komplikacji. Po moim lecie pełnym zwrotów akcji potrzebuję na absolutnie przewidywalnej jesieni. Wiem, że to wiele. Ale choć na chwilę. Żadnego bólu zębów. I niepokojów, które spędzają sen z powiek.

Spokoju mi trzeba powszedniego.

JESIEŃ „U MNIE”

Moje miejsce. Chciałabym je znaleźć. A może bardziej poczuć? Poczuć, że jestem u siebie. Ostatnio mam problem, aby poczuć, że jestem u siebie. Bo nie wiem, gdzie teraz jest to „u mnie”. Tak jak w piosence Kaśki Nosowskiej:

„Dla Szczecina zbyt warszawska, a dla Warszawy zbyt szczecińska”.

Chciałabym tej jesieni stworzyć sobie namiastkę tego „u mnie”. Moim małym marzeniem jest zrobić sobie „kącik jesieniarski”: świeca, kwiaty jesieni, trochę listków z action :D Może wydawać się niczym ważnym albo stratą czasu i pieniędzy, ale potrzebuję tego teraz. Może wtedy będzie to bardziej u mnie?

 

AKTYWNĄ I PEŁNĄ RUCHU

Ten punkt wiąże się troszkę z tym poprzednim. Bycie u siebie to dla mnie także treningi. Jesienną porą zawsze szły mi najlepiej. A przez ostatni czas – nie czarujmy, przez ostatni rok – było z tym kiepsko. A to zawsze dawało mi ogromnego powera do działania, a przede wszystkim do nie poddawania się trudnościom.

Jak tylko miną upały chciałabym do tej aktywności wrócić.

Zobacz także: Życie jest jesienią

Z DOBRYM SERIALEM I DOBRĄ KSIĄŻKĄ

U mnie dobra książka to nie tylko w jesieni, ale ten czas szczególnie sprzyja czytaniu. Mam już pewne czytelnicze plany na ten czas i chciałabym je zrealizować. Jak mi wyjdzie, czas pokaże.

Jesień to także czas, który sprzyja oglądaniu seriali. Przyznaję, że z mężem już powoli zaczęliśmy tę rozrywkę.

W zasadzie w dobrej książce i dobrym serialu chodzi o dobry odpoczynek. Dla mnie jest to forma relaksu, rozmowy o swoich spostrzeżeniach po oglądnięciu serialu czy przeczytaniu książki, (to naprawdę jest bardzo rozwijające), a także po prostu spokojnej chwili, w której mnie nikt nie goni.

Bardzo potrzebuję tego tej jesieni. Teraz.

 

JESIENI, BĄDŹ DOBRA!

Na taką jesień właśnie czekam. Na jesień pełną balansu między pracą a odpoczynkiem. Bycia u siebie, a przynajmniej zrozumienia, co tak właściwie oznacza dla mnie teraz być u siebie. Na jesień pełną dobrych książek i dobrych seriali, o których można będzie porozmawiać i które czegoś mnie nauczą, a przynajmniej pozwolą wpuścić mojej głowie nowe spostrzeżenia i refleksje. Bo przecież o to chodzi w dobrej kulturze. 


 

A Tobie, Drogi Czytelniku, życzę takiej jesieni, jakiej właśnie potrzebujesz. Bądź przy sobie bez względu na wszystko. Bo jesień ma otulać jak najcieplejszy koc.

Półmetek roku, czyli nie wszystko jeszcze stracone!

 Z czym Ci się kojarzy czerwiec? Mnie kojarzy się z beztroską, wyczuwalnym chillem, perspektywą pięknego lata i moich urodzin, no i z krótkimi nocami, a długimi dniami.

W czerwcu jednak lubię także spojrzeć na moje plany i cele noworoczne. W końcu chcąc czy nie chcąc, zbliżamy się do półmetku roku. Najwyższy czas na weryfikację!

Styczeń vs czerwiec

Może wydaje Ci się, że dopiero wczoraj witałaś rok 2024. Jednak minęło już 5 miesięcy od tego wydarzenia. W Twoim życiu mogło się zmienić więcej niż się spodziewasz. Spróbuj to usystematyzować. Może zmieniłaś pracę, zaczęłaś dodatkową; rozpoczęłaś nowe studia/kurs; zmieniłaś miejsce zamieszkania albo stan cywilny. Wszystko to wpływa na zmianę Twojego życia, a co za tym idzie także Twoich planów i celów. 


Czy nadal TEGO chcesz?

Usiądź wygodnie, zrób sobie swoją ulubioną kawę (kieliszek wina też może być 😁) i popatrz na to, co sobie zaplanowałaś w styczniu. Być może coś już udało się Ci się zrealizować. Pogratuluj sobie tego, bo to naprawdę coś. Nie minęło pół roku, a Ty już możesz coś odhaczyć.

Być może te na Twojej liście jest coś, czego już wcale nie masz ochoty zrobić. Coś, co przestało być dla Ciebie istotne. Nie bój się tego wykreślić. To nie jest Twoja porażka a świadomość siebie i zmiany swoich priorytetów.

Przez ostatnie tygodnie mogło pojawić się w Twoim sercu nowe marzenie. Nie bój się go zapisać. Naprawdę nie musisz czekać z tym do stycznia 😉

Pomyśl dzisiaj: Nadal TEGO chcesz?

A jeśli do tej pory nie planowałam?

Być może w styczniu nawet nie usiadłaś do swoich planów. Nie masz kartki, na której zaplanowałaś swój rok. Nic nie szkodzi. Dzisiaj masz idealną okazję, aby stworzyć taką listę. Nie wmawiaj sobie, że w połowie roku to się nie opłaca. Opłaca się. Masz przed sobą 6 miesięcy tego roku. Uwierz mi, to jest wystarczający czas na to, aby ustalić swoje priorytety i zapisać najważniejsze plany. Już dzisiaj możesz zmierzać do nich małymi krokami. W styczniu będziesz dalej, niż Ci się wydaje.

Jaką formę planowania najlepiej wybrać?

Planuj, łatwo powiedzieć. Ale jak właściwie to zrobić? Są różne możliwości. Sama przez kilka dobrych lat aktywnego planowania wiele wypróbowałam.

Po pierwsze, możesz wybrać, na jaki okres planować. Długo planowałam w trybie rocznym. Jednak często w grudniu orientowałam się, że te moje plany były…bez sensu! Okazało się, że ja przestałam tego chcieć. Z niektórymi planami okazało się znowu, że owszem nadal mocno tego chcę, ale zmieniły się warunki mojego życia, a czasami wyskoczyło coś niespodziewanego jak choroba czy po prostu gorszy okres w życiu, i wszystko brało w łeb.

Dlatego przerzuciłam się na planowanie kwartalne. Ono pasuje mi dużo bardziej. Lepiej jestem w stanie przewidzieć jak będzie wyglądało moje życie w ciągu trzech najbliższych miesięcy niż dwunastu.

 

Po drugie, nie musisz planować sama. Ja od około trzech lat planuję z moją przyjaciółką. Ostatnio miałyśmy małą przerwę od tej praktyki, ale zamierzamy do tego wrócić. Oczywiście każda z nas ma swoje plany i priorytety. Niektóre nawet zupełnie odrębne. Jednak, uwierz mi, nic tak nie motywuje do realizacji swoich celów jak wypowiedzenie ich na głos drugiej osobie. No przecież nie przyznam się za miesiąc, że czegoś nie zrobiłam, bo mi się nie chciało. Trochę wiocha.  Oczywiście takie planowanie wymaga wypracowania go, ale naprawdę warto. Nikt tak nie motywuje jak druga osoba.

Po trzecie, forma planowania. Ja jestem totalną dziewczyną o starej duszy, więc u mnie planowanie tylko na papierze. Nie umiem się przekonać do technologii w tym wymiarze. Jednak daje ona duże możliwości w kwestii planowania. Obecnie jest wiele aplikacji, które pomagają w organizacji siebie i swojej przestrzeni. Jeśli nie wiesz jak to jest u Ciebie, wypróbuj obie formy i wtedy zdecyduj jak będziesz planować.

Najważniejsze to planować tak jak lubisz — to ma być Twoje 😊

Planowanie — bo Twój czas jest cenny

Ja nie wyobrażam sobie swojego życia bez planowania. Bez kalendarza czuję się jak bez ręki. Przede wszystkim dzięki planowaniu mogę bardziej poznać siebie i popatrzeć na swoje życie z większej perspektywy. Pomaga ono w kształtowaniu swojej rzeczywistości i swojego rozwoju. To jest moment, aby zadać sobie pytanie, na co ja chcę przeznaczyć mój czas.

Zadaj sobie to pytanie i Ty. Nasz czas jest ograniczony i naprawdę warto go dobrze wykorzystać. Planowanie jest do tego doskonałym narzędziem. Skorzystaj z niego i Ty i zbliżaj się do swoich celów 😊

 

Herbatka z aureolą, czyli o gwałtowności

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus przybył do Jerozolimy. W świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie».

W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo».

Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?»

On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w Jego imię, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zawierzał im samego siebie, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co jest w człowieku.

[J 2,13-25]

 

Scena z Ewangelii pokazuje jedyny moment, kiedy Jezus wpada w złość. I dosłownie robi raban w świątyni. Jak myślę o tej scenie, to wydaje mi się, że jest to taka furtka dla nas – my także możemy zrobić taki raban. I nie zgadzać się na to, co utarte w Kościele. A zgadzamy się na to z różnych powodów: bo tak było zawsze, bo to znamy i jest dla nas komfortowe. My też robimy z świątyni miejsce targów. Ja Ci koronkę, a Ty mi pracę, pieniądze na nowy dom, zdrowie. Czyż nie jest to myślenie magiczne?

Jezus w tej scenie jest bardzo gwałtowny. Pokazuje, że to, co przeszkadza nam w drodze do Boga, trzeba wyrzucać gwałtownie. Nie można tego głaskać delikatnie i prosić, aby się usunęło. Tutaj trzeba gwałtowności. W naszym codziennym trudzie znajdywania czasu dla Boga trzeba robić tak samo. Gwałtownie i z premedytacją wyszarpywać ten czas. Czas, który ten świat chce nam wypełnić scrolowaniem mediów społecznościowych, telewizją, grami.

Bądź gwałtowny jak Jezus!

Książka przy herbatce [19] Spowiedź Hitlera

Christopher Macht, Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2016

 

 

Tę książkę znalazłam, kiedy odwiedziłam pobliską bibliotekę po raz pierwszy. Ze względu na to, że w tamtym roku przeczytałam niewiele pozycji o tematyce historycznej, postanowiłam, że w tym roku to zmienię. Mój pierwszy wybór padł właśnie na „Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem”.

Zaciekawił mnie już sam tytuł. Autor notatek, na których podstawie powstała ta książka, Eduard Bloch, był nazywany przez Hitlera szlachetnym Żydem. Wódz III Rzeszy nabrał do niego szacunku, gdyż Bloch, który był lekarzem, leczył jego matkę.

„Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem” jest napisana w formie wywiadu, co sprawia, że czyta się ją naprawdę dobrze. Publikacja ta przedstawia nam kanclerza od najmłodszych lat. Możemy zobaczyć, co go ukształtowało. Jednocześnie, dzięki skrupulatnym notatkom, widzimy Hitlera u schyłku jego życia. Bowiem rozmowy zostały przeprowadzone w kwietniu 1945 w bunkrze. Widzimy schorowanego Hitlera, któremu mocno już trzęsie się ciało po lewej stronie, zwłaszcza ręka. A przede wszystkim temu, który ma świadomość przegranej wojny.

 

Rozmowy Blocha z Hitlera to świetna pozycja dla wszystkich tych, którzy interesują się II wojną światową, a także postacią samego Adolfa Hitlera. Książka bogata jest w wiele ciekawostek, m.in. jakimi sposobami leczony był Fuhrer, o początkach działania obozów koncentracyjnych i przeprowadzanych tam eksperymentach na Żydach.

Herbatka z aureolą, czyli dobrze, że tu jesteśmy

 Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

 

[Mk 9,2-10]

 


Mam wrażenie, że patrząc na wydarzenia opisane w niedzielnej Ewangelii jedyne rozsądne co możemy zrobić, to milczeć. No bo co można powiedzieć o przemienieniu Jezusa? Nawet Piotr nie wiedział co powiedzieć. Powiedział jednak, jak myślę bardzo intuicyjnie, dobrze, że tu jesteśmy.

 

Piotr, Jan i Jakub byli świadkami Przemienienia Pańskiego. Jedyne co można zrobić widząc TAKIE rzeczy to adorować Jezusa. Patrzeć i chłonąć tę obecność. Adoracja ma być miejscem, gdzie czerpiemy siłę i umacniamy naszą wiarę. To jest nasz Tabor.

 

Dobrze, że tu jesteśmy!

 

Bądź dzisiaj z Jezusem. Nie musisz nic mówić. Bo pewnie to, co powiemy i tak będzie bez sensu. Po prostu bądź. W końcu o to chodzi w miłości. O obecność – On patrzy na nas, a my na Niego.