Czego nauczyła mnie całoroczna wdzięczność?


Często dobre i kreatywne pomysły przychodzą do głowy bardzo niespodziewanie. W zasadzie znikąd. Jak nagłe olśnienie. W momencie, kiedy nawet nie myślimy o tym. Po prostu idzie człowiek na spacer i pomysł sam wychodzi mu na spotkanie. 

Tak było z moim pomysłem #365powodów. 

Codzienna wdzięczność. 

Z początku ten pomysł wydał mi się szalony. Bardzo szalony. Co jak co, ale systematyczność nigdy nie była moją mocną stroną. I muszę przyznać, że ten aspekt bardzo mnie na początku przerażał… no bo CODZIENNIE? Wtedy nie przyszło mi do głowy, żeby robić to na przykład z perspektywy tygodnia. Myślę, że stało się tak nieprzypadkowo.



W ciągu całego roku tylko kilka razy nie wstawiłam zdjęcia na Instagramie w ramach #365powodów. Uważam to za mój sukces, bo te braki wynikały z tego, że było już za późno i nie miałam siły nic dodać, a następnego dnia rano po ludzku już o tym zapomniałam. Nie mniej jednak jestem z siebie dumna. Udało mi się!

Z perspektywy już niemal roku mogę powiedzieć jak wiele mi to dało. Jak zmieniło się moje patrzenie na świat dzięki temu. W dużej mierze przestałam narzekać. Bardziej skupiam się na tym, co mam dobrego i fajnego w moim życiu, a nie na tym, czego nie ma albo jest zupełnie do kitu. Oczywiście wiadomo, w 100% narzekania nie da się wyeliminować. I są dni, kiedy narzekam jak nie wiem co. Ale teraz nawet w takich momentach jak się trudno, źle i niedobrze widzę rzeczy za które mogę być wdzięczna. I jestem. Widzę, że nie może być tak źle, że nie zobaczę niczego dobrego w moim dniu ( czasem nawet to, że on się kończy 😆). 



Poza tym przez ten rok nauczyłam się zachwycać najmniejszymi drobiazgami i za nie też jestem bardzo wdzięczna. Wiosną jak szłam do pracy codziennie mijałam pięknie pachnące kwiaty. Normalnie ich w ogóle nie zauważałam (bo przecież 100 m od mojego domu nie wyrosły nagle), a tej wiosny codziennie zachwycały mnie swoim zapachem. Gdyby ktoś rok temu mi powiedział, że za taką rzecz będę wdzięczna to bym mu popukała w głowę. 



To są właśnie te małe rzeczy, które sprawiają, że życie staje się piękne. Nie zawsze musi się wydarzyć coś wielkiego i spektakularnego, aby się zachwycić tym, co tu i teraz. Jeden nawet z moich kolegów śmieje się ze mnie, że ja to zawsze znajdę pozytyw każdej sytuacji. Wiem, że rok temu nie mógłby tak powiedzieć. I czasem mnie wkurza, ale chyba właśnie przez ten rok taka się stałam. Widzę daną sytuację i chcę wyciągnąć z niej jak najwięcej dobrych rzeczy. Naprawdę warto stać po słonecznej stronie ulicy i nie narzekać, że słońce świeci prosto w oczy ;)

Nie ma problemów, są wyzwania!


Richard Paul Evans napisał w jednej swojej książce, że najlepszym sposobem na złamane serce jest oddać je innym. 4 lata temu byłam już wielką fanką jego literatury i postanowiłam zaufać jego radzie. 

Muszę przyznać, że wybór padł na Szlachetną Paczkę przypadkowo. Jednakże ja w przypadki nie wierzę, dlatego myślę, że to bardziej Paczka wybrała mnie niż ja Paczkę. Za jakimś wolontariatem zaczęłam się rozglądać w sierpniu, a wtedy akurat zaczynała się rekrutacja wolontariuszy do Paczki, a mnie było łatwiej zaangażować się w coś u mnie w mieście niż szukać czegoś w Rzeszowie. Dlatego postanowiłam zobaczyć o co tak dokładnie w tej Szlachetnej Paczce chodzi.

I przepadłam.

Mój pierwszy rok nie był taki, jaki bym chciała ze względu na to, że w dzień Finału miałam operację na nogę. Wiele osób mi mówiło jaki cudowny jest finał, ile jest w tym emocji i magii, a ja nie mogłam tego doświadczyć, bo byłam na stole operacyjnym! Zatem nie miałam wyjścia. Musiałam zostać na drugi rok. I zostałam na trzeci rok. I na czwarty też.


Czym dla mnie jest Paczka? Paczka to ludzie. Nie będę Wam ściemniać, wolontariat w Paczce to nie zabawunia, to konkretna zasówka. Na przełomie października i listopada coś takiego jak wolny wieczór praktycznie dla mnie nie istnieje. Początek grudnia jest niemniej intensywny. Tylko, że ja widzę tego sens. Sens nadają ludzie. Rodziny, darczyńcy i wolontariusze. Paczka postawiła na mojej drodze wiele niesamowitych osób. Nie spodziewałam się, że mogę poznać takich ludzi. Bohaterów. Ludzi o dobrym sercu. Wejście w biedę czy inne trudne sytuacje życiowe rodzin to doświadczenie, którego nie sposób porównać do czegoś innego. Z tego nie wychodzi się już takim samym. Nagle zaczyna się dostrzegać, że ja wcale tak mało nie mam… a wręcz, że mam naprawdę dużo. Tak, Paczka uczy wdzięczności. To na pewno. 



 Razem z wolontariuszami tworzymy naprawdę zgraną paczkę ludzi. Nie tylko na okres jesienno- zimowy, ale na cały rok. Spędzamy razem Sylwestra, jeździmy w góry, gramy w siatkę.  Po prostu bardzo się lubimy i myślę, że gdyby nie to, nie zrobilibyśmy wspólnie tylu dobrych rzeczy!  Ja co roku powtarzam, że dużo dużo dużo więcej daje mnie Paczka niż ja Paczce. 



Również ja się zmieniłam przez Paczkę, a właściwie dzięki Paczce. Paczka nauczyła mnie, że nie ma problemów, ale są wyzwania. I to wyzwania różnego typu. Łącznie z pokonywaniem siebie. Zawsze powtarzałam, że na łyżwy z mój ą koordynacją ruchową to ja na pewno nie pójdę, a w tym roku w lutym byłam na łyżwach. Właśnie dzięki tym ludziom.  Dla mnie to było coś naprawdę wielkiego! Nawet na moje codzienne zmagania nie patrzę już jak na problemy nie do rozwiązania, ale na wyzwania, które trzeba podjąć.  


 


Na pewno też Paczka otworzyła mnie na ludzi, ale też na samą siebie. Dzięki Paczce zaczęłam iść za tym, co kocham. Nie boję się już powiedzieć tego, co myślę głośniej. Dla niektórych osób z mojego otoczenia był to problem. Bo nagle zamiast iść na Andrzejki to spędziłam je nad arkuszami i walką z systemem. Przestałam się na wszystko zawsze i wszędzie zgadzać. Zaczęłam prawdziwie żyć Paczką, otwierać się na innych, nie zgadzać się na bylejakość i mówić to, co tak naprawdę myślę, a wcześniej po prostu tego nie mówiłam, bo się bałam. I te relacje się rozpadły. A ja się już nie boję. Może czasem powiem coś niestosownego czy głupiego. Ale jestem sobą. I wiem, że są osoby, które to szanują i jestem im za to bardzo wdzięczna. 

 To właśnie między innymi dzięki Paczce zaczęłam pisać. I odkryłam, że jest to coś, co kocham i bez czego już nie wyobrażam sobie mojego życia. Nie żebym wcześniej tego nie wiedziała, ale w końcu odważyłam się to robić. 



I myślę, że gdyby ktoś mnie zapytał czym dla mnie jest wolontariat w Paczce w jednym zdaniu, odpowiedziałabym, że to rozwój. Idąc do Paczki oczywiście zgadzasz się na zrobienie wielu rzeczy za darmo, ale jako wolontariusz człowiek zyskuje znacznie więcej. W Paczce można naprawdę poznać siebie i zobaczyć naprawdę na co mnie stać. A człowieka stać na wiele. Trzeba tylko wejść w to na 100%. Ja weszłam. I nie żałuję niczego!

I mimo, że ta przygoda trwa już 4 lata to ja ciągle się uczę. Uczę się siebie i uczę się drugiego człowieka.