Inspiracje na kwarantannę


Kwarantanna dzień… a kto by to liczył w ogóle? Dni zlewają się jeden w drugi. Poniedziałek? Sobota? Piątek? Co za różnica?

Mózg już zaczyna świrować. Przynajmniej mój. To prawda, mamy telefony i komunikatory różnego rodzaju, ale to nie jest to samo. Żadna technologia nie zastąpi człowieka. Jego obecności, dotyku. Jeszcze nie tak dawno było to dla nas czymś tak pewnym jak to, że pierwszą literą naszego alfabetu jest A. Dzisiaj myślimy o tym z nostalgią. Doceniamy to, co na początku marca było pewnikiem.  Nie sposób w takie dni, jak teraz wszyscy przeżywamy, nie czuć samotności.
Dlatego chciałam Wam dzisiaj zaproponować coś, co może choć na chwilę odgoni Twoje przygnębienie i smutek. Wierzę w to, że warto szukać tych rzeczy, które mogą nas podnosić i niwelować poczucie osamotnienia i smutku.

Blog Ani Niemczynow




Anią Niemczynow jestem zauroczona od czasu ostatnich wakacji, bo wtedy przeczytałam „Życie Cię kocha, Lili!”. Nie da się czytać bloga czy wpisów na instagramie pisarki i się nie uśmiechać. Przede wszystkim wprowadzają one błogi spokój w serce człowieka. Tak. Między spokojem i wdzięcznością  a Anną Niemczynow należy postawić znak równości. Ona cała jest wdzięcznością.
W jednym z swoich postów na instagramie na początku marca, tuż po zamknięciu szkół i przedszkoli, Ania pisze tak:

Świat się zatrzymał… Wszystko co do tej pory mieliśmy na wyciągnięcie ręki, oddaliło się. Nasze plany, oszczędności, rzeczy na pozór oczywiste, takie, za które nie zwykliśmy dziękować. – legły w gruzach z dnia na dzień.
Wdzięczność.
Dziękować? – słyszę często. – A za co? Pracuję ciężko, to mam. Kelnerka musi podać mi jedzenie, bo przecież zapłaciłam/ em. Lekarze mają mnie leczyć. Płacę za to! Jeszcze mam dziękować? Mam dziękować za to, że świat jest tak cudownie otwarty,  że mogę mieszkać w każdym miejscu na świecie? Za otwarte granice, za to, że mam zdrowe nogi, które niosą mnie przez życie, za ręce zdolne do pracy, za wzrok, słuch, za śniadanie zjedzone na balkonie, za uśmiech dziecka, za za ciepłą wodę w kranie, za książkę, filiżankę kawy?
Otóż masz.  I to szczerze. Bo NIC NIE JEST TAK OCZYWISTE, jak wszyscy w ostatnich dniach zdążyliśmy zauważyć. Nie cierpią tylko ci, którzy chorują. Zdrowi tracą to, na co przez lata pracowali i popadają przez to w chorobę.
Przytulam Was do serca, kochani. Modlę się za nas nieustannie.

W twórczości Ani: tej blogowej, instagramowej i książkowej jest samo dobro.

Zaufaj  mi jeszcze raz
 

 W czasie kwarantanny polecam też czytanie książek. Jak mawiała Szymborska, jest to najlepsza rozrywka, jaką sobie ludzkość wymyśliła. „ Zaufaj mi jeszcze raz” jest książką, która pokazuje jak łatwo dopisujemy sobie scenariusze to różnych sytuacji, zamiast usiąść i porozmawiać z drugim człowiekiem. Oczywiście często jesteśmy najmądrzejsi, bo po pewnym wycinku wydaje nam się, że wszystko już wiemy. W naszej głowie powstał już cały bieg wydarzeń. Trudniej jest spotkać się i wysłuchać, co druga strona ma do powiedzenia. 

Myślę, że przesłanie z tej książki jest absolutnie do wszystkich, bo każdy z nas ma problem z ocenianiem innych bez uprzedniego wysłuchania ich perspektywy. 

Myśląc inaczej

Czas odosobnienia można wykorzystać też przekopując Youtube. Oczywiście nie namawiam Was do oglądania godzinami filmików z kotami. Nie.

Polecam Wam za to cykl Pauliny Mikuły Myśląc inaczej. Jak sama nazwa wskazuje, youtuberka w tym cyklu zachęca do myślenia inaczej. Pokazuje między innymi co poza czytaniem książek może nas rozwijać intelektualnie. O dziwo, netflix i planszówki  mogą w tym pomóc! Paulina dotyka także tematu abstynencji.

Jednym słowem,  wysłuchanie odcinków tego cyklu, sprawia, że na pewne aspekty życia zaczyna się patrzeć inaczej.

Koronawirus a mój kawałek lasu


Tydzień temu idąc do pracy, nie przewidywałam, że tak się zmieni życie wokół mnie.  Wiele myśli krąży mi w głowie przez ten czas. W zasadzie przechodzę przez cały wachlarz myśli, emocji i spostrzeżeń.

Jeszcze nie tak dawno nie myślałam, że pójście do Kościoła w niedzielę będzie z jakiś powodów ograniczone. Teraz stało się to faktem. W tę niedzielę w Mszy Świętej uczestniczyłam za pomocą transmisji on-line. Czułam się strasznie nieswojo, a w moich oczach pojawiły się łzy, że nie mogę być w Kościele i przyjąć Kom unii Świętej. Mimo wszystko tę Eucharystię przeżyłam bardziej. Poczułam jak bardzo mi Go brakuje i jak bardzo  Go potrzebuję. W ogóle w czasie, kiedy o koronie mówi się bardzo często, żyję bardziej z Nim.  



Wydaje mi się, że otworzyło to też różne miejsca we mnie. Niekoniecznie takie, w które chciałabym zaglądać.  Z drugiej jednak strony prowadzi to też do pewnych działań z mojej strony. Może nie wielkich niczym seria fajerwerków w Sylwestra, raczej takich jak pełzanie ślimaka. Zawsze jednak to ruchy do przodu, a nie stanie w miejscu. Bo widzę (nie żebym wcześniej tego nie dostrzegała!), że to miejsce, w którym jestem nie do końca mi się podoba.  I jeszcze ciągle bardzo się boję, choć tak trudno mi to przyznać. I wiem, że z tym strachem będę musiała sobie radzić codziennie od nowa, bez względu na tego wariata, wirusa. Bo walka z sobą już taka jest.

Nie wiem, kiedy nasze życie wróci do starego rytmu. Nie wiem, kiedy będę mogła pójść na pizzę z moimi przyjaciółkami.  Wiem natomiast, że chcę zmieniać mój kawałek lasu. Chcę, by był bardziej… mój!