3 rzeczy, których nauczyły mnie góry


Góry. Dla wielu to miejsce, gdzie czuje się bliżej Boga. Dla innych forma ulubionego wypoczynku. A jeszcze inni jeżdżą tam gównie dla towarzystwa. Ja należę do tej ostatniej grupy. Zdecydowanie jestem bardziej dziewczyną z morza niż z gór 🌊

Dwa tygodnie temu byłam pierwszy raz w Tatrach. Znaczy byłam w podstawówce i w maju tego roku, ale wtedy byłam tylko nad Morskim Okiem, wiec to się nie liczy. W sierpniu byłam w prawdziwych tatrzańskich górach. I była to dla mnie jazda bez trzymanki. Moje motto: Nie ma problemów, są wyzwania miało tu zastosowanie w 100%.

Czego się nauczyłam przez te 4 dni?

Po pierwsze nie mogę wiecznie być Zosią Samosią

Taak. Ja uwielbiam być Zosią Samosią. Trzeba to wreszcie powiedzieć głośno. Sama chyba do mojego wyjazdu w góry nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero moja przyjaciółka przy schodzeniu z Czerwonych Wierchów, kiedy ewidentnie potrzebowałam pomocnej dłoni, powiedziała: „ Bardzo dobrze, bo Ty zawsze taka niezależna jesteś i ze wszystkim chcesz radzić sobie sama”.



Na początku się uśmiechnęłam na te słowa, ale potem sobie pomyślałam, że kurka ma rację.  A góry świetnie pokazują, że potrzebujemy drugiego człowieka. I będą w naszym życiu takie chwile, kiedy sami nie damy sobie rady.

Ja wiem, że gdyby nie pomoc moich przyjaciół nie dałabym sobie rady w górach.  Trzeba mieć niemałą odwagę, aby przyznać, że nie dam rady, tu jestem słaba.  Dla mnie to swego rodzaju Mount Everest. Takie słowa nie chcą mi przechodzić przez gardło, a w Tatrach codziennie mierzyłam się z tym, że jestem słaba.

Po drugie nie wierz, kiedy ludzie ( a przede wszystkim Ty sama) mówią, że nie dasz rady

Marta Hennig powtarza, że nasze ciało może więcej niż nam się wydaje. Tatry to potwierdziły mi w praktyce. Było milion momentów, kiedy wydawało mi się, że nie dam rady pójść dalej. A za każdym razem dawałam radę. Paradoksalnie im trudniejszy i bardziej wyczerpujący szlak to mnie szło lepiej ( tak, tak- nawet ja sama siebie nie rozumiem) 💁🙈

Po pierwszym szczycie ( a mogę nawet powiedzieć, że to taki „szczycik” był) pomyślałam: „ Po cholerę tu w ogóle jechałam!”. Wchodząc na Kasprowy miałam trudność z łapaniem oddechu i w głowie miałam, że wracam kolejką, bo nie dam rady. Wróciłam. Na swoich nogach. Dałam radę.



Trzeci dzień to był hardkor. Trzy szczyty. A mnie obtarły buty ( przez moją własną głupotę oczywiście, jakżeby inaczej) 🙈 Jak jechaliśmy na miejsce, skąd wychodziliśmy na szlak byłam pewna na 100% przejdę kawałek i wrócę. No i wróciłam po 8 godzinach. A o obtarciu zapomniałam całkowicie. ( Asiu, dziękuję Ci, Twoje plastry zdziałały cuda!🙏)

Naprawdę możesz więcej niż się wydaje. Twoje ciało stać na więcej niż myślisz. To naprawdę nie jest tania gadka motywacyjna. Wiem to z autopsji. 

Nie słuchaj więc tego czarnego głosu w swojej głowie i nie wierz ludziom, którzy próbują Was zepchnąć w dół. I broń Boże nie wybierajcie takich ludzi na swoich towarzyszy na szlaku! To prowadzi do trzeciej rzeczy, której nauczyłam się w górach…

Po trzecie, ludzie, którzy w Ciebie wierzą to skarb

To podstawa podstaw. Ja miałam szczęście. W góry pojechałam z cudownymi ludźmi, którzy w wolnym czasie są superbohaterami w Szlachetnej Paczce J ( nie byłabym sobą: jeśli też chcesz być takim superbohaterem tutaj możesz się zgłosić à www.superw.pl; bycie wolontariuszem naprawdę zmienia życie- ja na pewno gdyby nie to, nie poszłabym w Tatry: no way!)

Tutaj pisałam więcej o Szlachetnej: Nie ma problemów są wyzwania!



Podczas całego wyjazdu czułam ich ogromne wsparcie i wiarę w moje siły mimo, że sama w wielu momentach czułam się jak najsłabsze ogniwo u Szczuki. 

Postawa moich współtowarzyszy na szlaku naprawdę dodawała mi sił i motywacji do stawiania kolejnych kroków. Byliśmy jedną drużyną, nie było, że ktoś był tylko sobie i nie patrzył na pozostałych. Nie. I to było przefantastyczne! 

Naprawdę życzę każdemu takich ludzi wokół siebie. Bo to jest SIŁA. Tak trzeba żyć. Po prostu. 

Czym są góry dla mnie dzisiaj?
"Góry sprzyjają pokorze, czyli prawdzie o sobie samym. Uczą jej miedzy innymi przez to, że człowiek zmęczony wspinaniem nie ma ani sił, ani chęci, by udawać, by ukrywać swoją prawdziwą twarz." 
[ks. Roman Rogowski]
Góry są dla mnie wyzwaniem, ale nie takim nie do pokonania. Razem z górami mogę pokonywać siebie. Swoje granice. Tego nie da się porównać do niczego innego. Bo nie ma większego zwycięstwa niż to nad samym sobą. A nagrodą na pewno są niesamowite widoki ze szczytu. Dopiero tam widać wszystko w szerszej perspektywie.