Ważne pytanie


Nasze życie tak jest skonstruowane, że musimy odpowiadać na masę pytań. Tych mądrych i… trochę mniej mądrych, a także zupełnie głupich. Uczą nas tego już od przedszkola. A najlepiej wbić się jeszcze w klucz. Jednak są pytania na które czasem bardzo trudno jest odpowiedzieć. I nie wynika to tylko z naszej niewiedzy. 

Ostatnio bliska mi osoba zadała mi pozornie zwykłe pytanie, na które można by odpowiedzieć jednym krótkim zdaniem. I początkowo tak właśnie odpowiedziałam, ale potem w jednym momencie mnie oświeciło. I w mojej głowie pojawiło się milion myśli.

Jakie to pytanie?


Chodzi o (nie)zwykłe Jak się czujesz? Dlaczego dla mnie to pytanie jest takie niezwykłe? Bo uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nikt mnie o to nie zapytał. Owszem pytania typu: Co u mnie? Co się zmieniło? Poznałaś kogoś? Gdzie pracujesz? Co zamierzasz? Te wszystkie pytania jakoś są obecne w moim życiu, ale nikt nie zapytał jak ja się czuję. A najgorsze jest to, że nawet ja sama siebie o to nie zapytałam. 

Dla mnie to pytanie zmienia wiele. Bo jeśli ktoś mi je zadaje wiem, że nie oczekuje sztampowej odpowiedzi i naprawdę chce wiedzieć jak u mnie jest, a przede wszystkim co się we mnie dzieje. Mnie to pytanie zmobilizowało przede wszystkim do udzielenia samej sobie odpowiedzi na to pytanie. I tak naprawdę jeszcze nie udzieliłam pełnej odpowiedzi. Ciągle coś do niej dopisuję. I odpowiedzi zaskakują mnie samą, bo niepokojąco często zdanie zaczynam od: „Boję się…” Tak, ostatnio wiele we mnie lęku i strachu. Bo czasem boję się rzeczy, które są wytłumaczalne i realne, a czasem jest to zwykły lęk, który bardzo trudno wyjaśnić.


Wiele profili na fejsbuku czy na instagramie głosi nam szlachetne: Nie bój się, tylko rób, Wyrzuć lęk. Oczywiście świat bez strachu i lęku byłby łatwiejszy. Ale nie można negować czegoś, co jest. Jasne, dobrze go przezwyciężać i mimo wszystko iść do przodu. Czasem jednak tak wiele lęku i strachu nabierze się w naszym życiu naraz, że pójście dalej jest… cholernie trudne. Nadchodzi taki czas, że wszystko się rozsypuje i generalnie każda dziedzina życia budzi obawy. Boimy się o to czy znajdziemy pracę, która da nam pewną stabilizację finansową, boimy się o to, czy relacje, które tworzymy przejdą próbę czasu i problemów, boimy się bycia niezrozumianym, boimy się, że kogoś zawiedziemy- nie staniemy na wysokości zadania.

Przynajmniej ja się boję. Ale myślę, że to nie tylko moje lęki i strachy.



Jaka jest recepta na to? Myślę, że po pierwsze trzeba dać sobie czas. I nazwać strachy. Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne, bo o wiele łatwiej walczy się z czymś nazwanym niż z niezidentyfikowanym wrogiem. A czasem to, co mamy w sobie potrafi zaskoczyć samych nas. Bo są rzeczy, które chowamy tak głęboko, głęboko, że zapominamy, że są. 

Po drugie rozmowa z bliską osobą. Walcząc w pojedynkę jest o wiele, wiele ciężej. Łatwiej komuś powierzyć swoje strachy. Poza tym zawsze drugi człowiek może spojrzeć na sytuację z innej perspektywy i podpowie ciekawe myśli czy rozwiązania. Może to być kolega z pracy, przyjaciel czy ksiądz. Nie chodzi o to, aby o swoich najgłębiej skrywanych sprawach rozmawiać z całym światem, ale drugi człowiek może zobaczyć więcej niż Ty sama. Ponadto zawsze wypowiedzenie pewnych spraw głośno pokazuje, że problem jest realny, a nie tylko w naszej głowie. 
 

Po trzecie ( choć pewnie to powinno być po pierwsze) oddaj swoje lęki Bogu. Wiem, truizm. Ale w końcu to On jest lekarzem dusz. Dla mnie obecnie ten punkt jest najtrudniejszy ze wszystkich, ale wiem, że to niezbędne. I może masz podobnie, może też trudno Ci nawet z Nim gadać. Zaufaj. Nie musisz czuć. Oddaj Mu swoje lęki i strachy, daj Mu miejsce do działania. On ze wszystkiego umie wyprowadzić dobro. Tak sądzę. W końcu jest Mistrzem spraw beznadziejnych.

Czy to wszystko gwarantuje sukces? Nie wiem. Wiem jednak, że wolę spróbować niż nic nie robić.

Książka przy herbatce [6] Warszawa literacka lat międzywojennych


Tym razem książka innego typu. Typ, który nie ukrywam, że bardzo lubię. A dodatkowo wiąże się z moją ulubioną ever epoką.


Mowa o książce autorstwa Teresy Dąbrowskiej pt. „ Warszawa literacka lat międzywojennych”. Jest ona sumą opowieści o 16 literatach z tejże epoki. Muszę przyznać, że kilku osób z tego grona w ogóle nie znałam.

Każda poszczególna opowieść opisywała inną postać. Muszę przyznać, że dla mnie te krótkie biografie były jedynie namiastką, bo czułam, że w gruncie rzeczy ktoś dał mi tylko taki „smaczek”. Tutaj również autorka skupiła się na warszawskich elementach biografii pisarzy i poetów z czasów dwudziestolecia między wojennego. Czytelnik może poznać najsłynniejsze miejsca, w których artyści mogli się spotykać. Widzimy także, że autorzy utworów z naszych szkolnych podręczników nie zawsze wiedli takie sielankowe życie o jakie nieraz moglibyśmy ich posądzać. Nieraz żyli naprawdę w biedzie, a ich twórczość została doceniona dopiero po śmierci.


Myślę, że „Warszawa literacka lat międzywojennych” to dobra lektura dla osób, które chcą poznać dawną stolicę Polski, a także mieć ogólny obraz literatów polskich z tego okresu. Jednak czytelnik, który wymaga więcej będzie czuł pewien niedosyt i z pewnością sięgnie po dodatkową literaturę, która uzupełni jego obraz konkretnego twórcy.